Pożar sadzy w kominie !!!
28.01.2014
Termin ten z pewnością napawa zgrozą niejednego użytkownika pieców węglowych. Nie wolnymi od tego problemu są jednak także posiadacze tak zwanych „śmieciuchów”, a nawet kominków. Niewątpliwie jedną z głównych przyczyn pożaru sadzy jest brak czyszczenia przewodów kominowych, ale niekiedy sam użytkujący, świadomie bądź nie, może do tego procesu w niedługim czasie doprowadzić.
Pożar sadzy jest niewątpliwie bardzo niebezpieczny. Zagrożenie z niego płynące jest dwojakie. Po pierwsze ogień z komina może przenieść się na inne obszary budynku, a po drugie wydobywający się czad stwarza zagrożenie dla zdrowia i życia domowników. Dla producentów systemów kominowych z kolei jest to swego rodzaju sprawdzian, który ma udzielić odpowiedzi na bardzo istotne pytania - Czy nasz komin jest faktycznie bezpieczny oraz, czy wytrzymuje, deklarowaną, potwierdzoną badaniami odporność na pożar sadzy?
W miesiącu grudniu ubiegłego już roku otrzymałem telefoniczną reklamację od Pana z Władysławowa, który twierdząc, że kupił nasz komin, zgłosił jego popękanie po pożarze sadzy. Odpowiedziałem, że przyjmuję fakt do wiadomości, natomiast interwencję podjąć mogę wyłącznie po oficjalnym, pisemnym zgłoszeniu sprawy, z załączoną kopią potwierdzającą zakup komina.
W tym miejscu pragnę podkreślić i przestrzec wszystkich:
Podstawą jakichkolwiek roszczeń reklamacyjnych jest posiadanie dokumentu potwierdzającego zakup produktu !!! (chodzi oczywiście o fakturę lub paragon). Udzielamy 30-letniej gwarancji na nasze kominy więc proszę dopilnować aby dokument ten, najlepiej zabezpieczony foliową koszulką leżał sobie gdzieś na dnie szufladki.
Wracając natomiast do naszego zgłoszenia muszę przyznać, że myślałem, iż jest już po sprawie. Człowiek nie odezwał się do mnie już przeszło miesiąc, więc pomyślałem, że jak zwykle w takich przypadkach, których było już wiele do tej pory :
-
klient albo kupił komin u jakiegoś internetowego składacza, który go pewnie, brzydko mówiąc „olał”, nie wiedząc jak poradzić sobie z problemem, a teraz zrozpaczony inwestor szuka ratunku,
-
albo sam pokombinował kupując elementy gdzie popadnie, tworząc tym samym własny system kominowy,
-
albo kupił coś, gdzieś, bez faktury i teraz nie wie jak z tego wybrnąć.
Prawda okazała się jednak inna. Nie dalej jak tydzień temu otrzymałem maila, z załączoną kopią faktury, dotyczącego właśnie pożaru sadzy i popękanego wkładu ceramicznego. Zgłoszenie reklamacyjne przyszło od Pana Andrzeja z Władysławowa, który dodatkowo w swojej korespondencji poinformował o dużej ilości substancji smolistych na dnie komina. Wszystko się zgadzało, to był nasz komin, kupiony u naszego dobrego dystrybutora. Nie mogło być więc mowy o próbie naciągnięcia prawdy do rzeczywistości.
Reklamacji związanych z zapłonem sadzy w kominie mieliśmy zaledwie kilka, więc za każdym razem biorąc pod uwagę powagę zdarzenia, podchodzę do takiej sprawy z ogromnym zaangażowaniem i nie ukrywam lekkim podekscytowaniem. Do Władysławowa udałem się więc bezzwłocznie. Na miejscu Pan Andrzej przyjął mnie bardzo serdecznie, nie kryjąc zadowolenia z mojego przyjazdu. Po pierwsze oczywiście zapytałem czy wszystko w porządku, czy poza samym pożarem w kominie nie doszło do jakiś innych przykrych zdarzeń. Na szczęście usłyszałem, że wszyscy zdrowi i dom też cały. Moje oczy zatem już po chwili zwróciły się w stronę dachu, szukając nieszczęsnego komina
Ze względu na oblodzenie dachówki, silny wiatr oraz padający marznący śnieg nie mogłem wejść na górę, dlatego zapytałem tylko o sposób wykonania zakończenia komina. Pan Andrzej wydawał się być dobrze zorientowany, bo bez długiego namysłu wymienił takie elementy jak kołnierz, stożek oraz płytę przykrywającą, właściwie opisując ich sposób oraz miejsca zamocowania. Wkład ceramiczny, wobec powyższego miał swobodę rozszerzenia się. Odpadło więc tym samym moje pierwsze podejrzenie o przybetonowaniu wkładu do obudowy kominowej, bądź samodzielnie, niechlujnie wykonanej płyty przykrywającej. Nie było wyjścia, trzeba było udać się więc do kotłowni. Moim pierwszym odczuciem po wejściu do niej było zaskoczenie. Kotłownia, choć trudno mi to ocenić od strony fachowej, bo to akurat nie moja działka , wyglądała niezwykle profesjonalnie. Mogę tak stwierdzić tylko dlatego, iż byłem już chyba w setkach kotłowi w różnych miejscach w Polsce. Dodatkowo okazało się, że cały system zaworów, pomp, rur i zbiorników, z ich podłączeniami i obejściami był samodzielnie wykonany przez Pana Andrzeja. Nie ukrywam, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, choć z drugiej strony, jak się później dowiedziałem, nasz klient okazał się być wysokiej klasy specjalistą w dziedzinie automatyki, na co dzień zajmującym się projektowaniem i uruchamianiem skomplikowanych linii technologicznych w tym obszarze. Zachwyt, zachwytem, ale my tu w innej sprawie przyszliśmy. I nie trzeba było długo szukać, aby znaleźć winnych zdarzenia :
Czysta klasyka. Podwójnie usztywniony trójnik spalinowy. Raz, że od zewnątrz tynkiem, a dwa, że od wewnątrz kitem do klejenia rur ceramicznych, którym to Pan Andrzej postanowił wypełnić przestrzeń między czopuchem a króćcem trójnika spalinowego. Przy temperaturze dochodzącej do 1200°C, w czasie pożaru sadzy, wkład ceramiczny rozszerza się najsilniej. Każde wobec tego jego usztywnienie prowadzi tylko do jednego. Pęknięciu uległ właśnie trójnik spalinowy, bezpośrednio zamontowany pod nim trójnik wyczystkowy oraz co najmniej kilka rur powyżej trójnika spalinowego. Nie mogłem oszacować dokładnej ilości pękniętych rur, używając nawet kamery inspekcyjnej, gdyż osmolenie pokrywające wewnętrzną ścianę rur skutecznie utrudniało mi pracę.
Powyższe zdjęcie obrazuje kilka faktów. Do osmolenia doszło, jak to bywa najczęściej, powyżej poziomu trójnika spalinowego. Tam rury są widocznie czarne. Poniżej natomiast nie ma śladów okopcenia. Po drugie wyraźnie widoczne jest także miejsce pęknięcia, zobrazowane jako jasna wstęga na czarnym tle. I wreszcie po trzecie widać, że ktoś nie używał gąbki w czasie klejenia rur (wyraźne zgrubienia w miejscu łączenia ceramiki). Pęknięcie trójnika wyczystkowego spowodowane było także jego przymurowaniem zaprawą tynkarską, rury natomiast powyżej trójnika spalinowego pękły w linii jako kontynuacja pęknięcia trójnika spalinowego.
Kolejnym pytaniem było, skąd tyle smolistej substancji o dziwnej konsystencji na dnie komina?
Ową substancją okazał się być kit do klejenia rur ceramicznych, obklejony sadzą. W czasie zapłonu sadzy, nie usunięty mokrą gąbką kit na skutek bardzo wysokiej temperatury odrywał się i spadał na dno tworząc tym samym pokaźne palenisko, które to wytwarzając ogromne ciepło doprowadziło do pęknięcia przymurowanego trójnika wyczystkowego.
Pan Andrzej z pełnym zrozumieniem i pokorą przyjął moją argumentację, nie podważając niczego o czym mówiłem. Jedna rzecz jednak, jak na człowieka ze ścisłym umysłem go nurtowała. Jak doszło do tego, że w tak relatywnie krótkim czasie nazbierało się tam tyle „smoły”? Odpowiedziałem, że nie jestem specjalistą w dziedzinie instalacji grzewczych, ani procesów zachodzących w trakcie spalania paliw, ale w przypadku tej kotłowni jedna rzecz była budzącą wątpliwość.
Kamera termowizyjna, którą zawsze zabieram ze sobą na każdą reklamację wykazała ogromny spadek temperatury spalin od miejsca ich wylotu na piecu do miejsca ich wlotu w kominie. Spaliny miały ok 2,5mb rur do pokonania zanim wleciały do komina. Powodowało to, iż do komina docierały spaliny o temperaturze ok 40°C. Bardzo mało jak na pochodzącą ze spalania węgla. Znając praktyki handlujących węglem, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że paliwo to miało w sobie sporo wody.
Zatem :
-
zimne spaliny,
-
z dużą ilością pary wodnej,
-
mające do przebycia ok 9mb w górę komina, stojącego na zewnątrz budynku,
-
napotykające po drodze przeszkody w postaci niewytartego kitu,
-
zawierające substancje smoliste niewątpliwie pochodzące ze spalania węgla ,
miały całą masę sprzyjających warunków do osadzania się na wewnętrznej ścianie wkładu ceramicznego w kominie. Nie czując się uprawnionym do udzielania tego typu rad, pytany o możliwe warianty rozwiązania tego problemu, zasugerowałem tylko możliwość otulenia całego odcinka rury odprowadzającej spaliny odpowiednią wełną mineralną, w celu utrzymania wyższej temperatury spalin na wlocie do komina.
Z całą stanowczością natomiast zaleciłem Panu Andrzejowi zaprzestanie palenia w piecu do czasu przybycia serwisu celem dokonania naprawy komina.
Na zakończenie tej historii, od siebie mogę jeszcze dodać tyle :
Wszystkie pęknięcia wkładów ceramicznych do których wezwany zostałem po pożarze sadzy powstały tylko i wyłącznie na skutek przymurowania rur lub trójnika do obudowy komina bądź górnej płyty przykrywającej.
Pożary sadzy, z prawidłowo montowanymi wkładami ceramicznymi nigdy nie prowadziły do ich uszkodzenia w naszych kominach.