"Sobie a muzom"

03.02.2014

Moja nauczycielka j.polskiego w liceum Pani Grażyna R, którą w tym miejscu serdecznie pozdrawiam, w odniesieniu do naszego zrozumienia zagadnień literatury polskiej, często używała określenia : „sobie a muzom”. Z powodu własnej ignorancji nigdy nie pofatygowałem się, aby sprawdzić co to stwierdzenie tak naprawdę oznacza, mogłem się jedynie domyślać. Dziś już wiem i rozumiem.

Niedawno otrzymałem drogą mailową zgłoszenie reklamacyjne następującej treści :

Chwilę trwało zanim doczekałem się dowodu zakupu, ale w końcu się udało. Kompletna dokumentacja, więc mogłem rozpoczynać pracę. Zadzwoniłem do Pana Grzegorza w celu uzgodnienia terminu mojego przyjazdu. Atmosferę naszej pierwszej rozmowy określiłbym jako szorstką. Pan Grzegorz grzecznym, ale stanowczym tonem dawał mi do zrozumienia, że sprawa jest poważna i będzie bezwzględnie żądał naprawy bądź wymiany uszkodzonych elementów. Ze swojej strony, nie wdając się zbytnio w dyskusję, poprosiłem tradycyjnie o obecność montażysty komina na miejscu. W tym momencie dowiedziałem się, że raczej nie będzie to możliwe.

Zawsze w takich przypadkach nachodzi mnie myśl:

Czym kierują się ludzie, powierzając budowę własnych domów ludziom, od których, jak się później okazuje, nie ma żadnych możliwości egzekwowania roszczeń ?

 Nasz inwestor wykazywał się być faktem braku montażysty mało poruszony, ponieważ był zupełnie pewny, że winę za szkody ponosi producent komina i dawał temu wyraz w czasie naszej rozmowy. Z uwagi na obowiązki rodzinno – zawodowe poprosił ponadto, abym dotarł na miejsce po godzinie 18-tej. Zgodnie z jego życzeniem przybyłem w wyznaczonym terminie.

Po wejściu do kotłowni zobaczyłem obraz, jaki niestety zwykle maluje się w takich przypadkach. Powtarzające się jak mantra błędy, które mimo naszej usilnej pracy szkoleniowo – dydaktycznej nie straciły na aktualności :

1. brak pierwszego, zalanego betonem pustaka skutkuje posadowieniem zbiornika ścieku kondensatu poniżej poziomu gotowej posadzki. Skutecznie utrudnia to, a niekiedy wręcz uniemożliwia odprowadzenie kondensatu (a przecież piszemy o tym w instrukcji),

2. przymurowany do obudowy trójnik wyczystkowy, z wyraźnymi śladami niedbale wykonanych cięć w pustaku (a przecież dajemy do tego szablon ),

3. przymurowany króciec trójnika spalinowego – sprawa chyba nie wymaga szerszego komentarza – pierwsza, oczywista przyczyna pęknięć w kominie, o której także piszemy w instrukcji,

4. na sztywno, za dużej średnicy, na siłę wciśnięty czopuch – druga, oczywista przyczyna pęknięć – skąd wiadomo aby tak nie robić? Dzieci chórem w przedszkolu odpowiedziałyby:                     „z instrukcji !!!”.

Takim sposobem, pieczołowicie wykonane „uszczelnienia” doprowadziły do tak silnego przełożenia siły rozszerzającego się czopucha na wkład ceramiczny, że w miejscu klejenia trójnika z rurą ceramiczną, ogromne naprężenie dodatkowo spowodowało wykruszenie naprawdę pokaźnego kawałka rury :

Prezentowany powyżej kawałek to około 6-cio centymetrowy płat.

Kolejnych błędów nie było ani sensu, ani możliwości szukać. Z uwagi na warunki panujące na zewnątrz – oblodzenie dachu, oraz panującą późno – wieczorną ciemność, nie było możliwości wejścia na dach. Nie mogłem tym samym używając kamery, ocenić ile dokładnie rur ceramicznych uległo uszkodzeniu powyżej trójnika spalinowego. Ciekawy byłem również jakości wykonania zakończenia komina. Widząc takie „kwiatki” na dole nie trudno nie przypuszczać, że podobne będą i na górze.

Co na to wszystko Pan Grzegorz ? Na szczęście jak się okazało, należy do grona ludzi myślących i szybko spuścił z tonu, przyjmując już po chwili zupełnie bezkrytycznie moją argumentację. Szybko z przeciwnika w dyskusji przekwalifikował mnie na osobę, która faktycznie chce mu pomóc w jego problemie. Jest to dla mnie bardzo ważne, ponieważ właśnie w takiej roli występuję i tak chciałbym być zawsze odbierany. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że ludzie w trakcie takich zdarzeń są zdenerwowani i rozżaleni. Wydali pieniądze na materiał, zapłacili za montaż, mają nadzieję, że wszystko jest w porządku, a tu nagle coś się sypie. Dlatego staram się postępować w takich sytuacjach z niezwykłym wyczuciem, łagodnością i nade wszystko wyrozumiałością. Jako firma dysponujemy cały zapleczem kapitałowym, ludzkim i technicznym aby w takich sytuacjach dać klientowi poczucie bezpieczeństwa, że trafił w odpowiednie ręce i miał szczęście w nieszczęściu, że wybrał akurat nasz produkt.

Z panem Grzegorzem ustaliliśmy oczywiście, że niezbędna jest interwencja serwisu w celu wymiany uszkodzonych, popękanych elementów ceramiki. Nie wiedzieliśmy dokładnie ile ich jest, zatem w adnotacji zlecenia serwisowego zaznaczyłem, aby zabrano dodatkową ilość rur. Zagadką oczywiście pozostawała także sprawa zakończenia komina. Ustaliliśmy, że głupotą byłoby, gdyby serwis nie był przygotowany również do interwencji na tym polu.

Na zakończenie Pan Grzegorz, mając poczucie dobrze załatwionej sprawy, z uwagi na późną porę i złe warunki drogowe zaproponował abym przenocował i wyruszył następnego dnia z rana. Słowa te były dla mnie największym podziękowaniem, ale niestety musiałem odmówić, tłumacząc się nawałem pracy, którą mam jeszcze do wykonania.

Życzę sobie i innym pracownikom działów reklamacji wyłącznie takich ludzi na swojej drodze. Jeszcze raz dziękuję Panie Grzegorzu.

 A tak na marginesie, to oglądając takie przypadki, rodzi się we mnie pytanie, czy to co tworzymy – instrukcje, broszury, foldery, strona internetowa a teraz nawet już i ten blog - nie powstaje tylko i wyłącznie na nasze własne potrzeby.

Komentarze:

< powrót