Cieknący problem
05.03.2015
Podobno jedną z zasad w biznesie jest „czas to pieniądz”. Stąd też nikogo już nie dziwi wszechobecny pośpiech i ciągła presja prawie z każdej strony. Niemal wszyscy chcą mieć dzisiaj wszystko na wczoraj, a pośród setek spraw to właśnie te własne wydają się najważniejsze. W ten cały mechanizm niestety wkręcani są mimowolnie pozostali, którzy muszą albo się dostosować, albo po prostu wypaść.
Zdarzenie, o którym zamierzam opowiedzieć zapoczątkowane zostało telefonem na przełomie października i listopada 2014r. Nie bez przyczyny nie opisywałem go do tej pory. Czasami się tak zdarza, że na efekty warto poczekać, tutaj natomiast musiałem mieć pewność, że faktycznie wszystko poszło jak należy. A nic nie jest tak solidnym weryfikatorem jak czas. Pozwoliłem więc go sobie trochę dać, zgodnie ze znanym na budowach powiedzonkiem : „skoro nikt nic nie mówi, znaczy że jest dobrze.”
Przebywałem w tym czasie na wyjeździe służbowym. Nie pamiętam dokładnie gdzie, pewien jestem za to doskonale, że nie była to rajska plaża w tropikach. Dostałem w tym czasie jak zwykle mnóstwo telefonów, z których jeden dotyczył reklamacji kominów Turbo w Koszalinie. Dzwonił do mnie Pan Marcin : inwestor – deweloper w jednej osobie, do tego jakby mocno już zniecierpliwiony faktem, że jeszcze nikt się od nas nie zajął jego sprawą. Oczywiście przeprosiłem, wyjaśniłem że jestem w delegacji, ale następnego dnia będę już mógł się zając jego problemem. Z rozmowy dowiedziałem się, że chodzi o usterkę w obrębie ścieku kondensatu. Jest to element odpowiedzialny za odprowadzanie cieszy z wnętrza wkładu ceramicznego. Szczególnie ważny w nowoczesnych kotłach gazowych, wśród których największą popularnością cieszą się dziś oczywiście kondensacyjne. Takie też zainstalowane miał w swoich domach Pan Marcin. Okazało się, że w jednym z domów ściek zwyczajnie cieknie. Pan Marcin miał już gotową, własną teorię tegoż przecieku, ja jednak kierowany doświadczeniem zwykle nie sugeruję się podpowiedziami klientów w takich sprawach. Obiecałem za to zapoznać się z materiałem zgłoszeniowym przesłanym już rzekomo na moją skrzynkę, a wtedy po jego analizie zadzwonię, aby omówić kolejne kroki. Zgodnie z obietnicą nazajutrz pierwszą sprawą jaką się zająłem była właśnie ta z Koszalina. Mail'a ze zgłoszeniem faktycznie otrzymałem ... dwa dni temu. Niestety niewiele z niego wynikało. Dowód zakupu był, krótki opis zdarzenia również, więc z punktu widzenia formalnego niczego więcej nie brakowało. Mało natomiast dało mi to w kwestii ustalenia przyczyn przecieków. Zadzwoniłem więc do inwestora z kilkoma nasuwającymi się pytaniami oraz z zapewnieniem, że w razie komplikacji i konieczności przyjadę na miejsce w najbliższy piątek, przyjrzeć się problemowi z bliska. Pan Marcin odebrał, ale poinformował mnie, że w tych sprawach muszę raczej kontaktować się z szefem jego ekipy budowlanej, który osobiście nadzorował i odpowiadał za jakość prac budowlanych. Tak też uczyniłem. Pan Zbyszek, bo tak zdaje się miał na imię, okazał się być człowiekiem bardzo sprytnym. Z dużą łatwością nawiązałem z nim kontakt i mimo dzielącej nas odległości poczułem, że ten człowiek naprawdę rozumie moje pytania, a ja rozumiałem jego odpowiedzi. Stając się moimi oczami i rękami, sterowany głosem, bardzo precyzyjnie wykonał wszystkie zalecone przeze mnie czynności. W ten sposób na odległość udało mi się dokładnie zbadać sprawę, ustalić przyczynę problemu i podać gotowe rozwiązanie. Doszło do tak zwanego ukręcenia plastikowego elementu na stałe zatopionego w ścieku kondensatu. To gwintowana końcówka, do której przykręca się syfon. Dochodzi do tego w przypadku dokręcania syfonu na siłę z efektem jego przeciągnięcia. Naprawa w takim przypadku jest dosyć prosta. Należy końcówkę usunąć, oczyścić, na nowo wkleić, a potem na końcu ponownie, tym razem delikatniej przykręcić syfon. Pan Zbyszek wydawało się doskonale rozumiał w czym rzecz. Umówiłem się z nim w ten sposób, że jeżeli nie poradziłby sobie jednak samodzielnie z problemem, wtedy mnie o tym niezwłocznie poinformuje. W takim przypadku mój wyjazd będzie konieczny. Na tym dla mnie sprawa się zakończyła aż do najbliższego piątku, kiedy to otrzymałem zaskakujący telefon, ale tym razem od mojego szefa. Był niestety bardzo rozsierdzony i z przykrością dla mnie, z mojego powodu. Okazało się, że dopiero co rozmawiał z Panem Marcinem, który złożył zażalenie na moją pracę. Według jego wersji wydarzeń miałem pojawić się w piątek w Koszalinie w celu rozwiązania problemu, złożonej przez niego reklamacji. Moje dramatyczne położenie w tej sytuacji wynikało po pierwsze z wściekłości szefa, który nie lubi słyszeć od klientów o takich sprawach, z drugiej zaś strony dopadło mnie właśnie wtedy okropne grypisko. Przepraszam za pisownię. Edytor Word'a nie przyjął tego słowa jako poprawne, ale ja nie mogę znaleźć innego określenia dla stanu jaki wtedy przeżywałem. I faktycznie choćbym nawet czuł się w obowiązku do wyjazdu, to i tak ze względu na mój stan bym nie pojechał. Było jednak inaczej, dlatego „chwileczkę” - powiedziałem, szybko ucinając umoralniający, nacechowany pretensjami wywód szefa. Wyjaśniłem, że umówiłem się z kierownikiem ekipy budowlanej inwestora, do którego zresztą on sam mnie odesłał, na przyjazd, ale tylko w przypadku gdyby panowie nie poradzili sobie z problemem we własnym zakresie. Skonsternowany z lekka szef natychmiast spuścił z tonu i w ramach przeprosin, a także ze względu na mój stan zdrowia, zobowiązał się do osobistego dokończenia sprawy. Całą resztę wobec tego znam już tylko i wyłącznie z jego relacji. Zadzwonił oczywiście natychmiast do Pana Marcina z wyjaśnieniami, których mu udzieliłem. Wobec usłyszanego tłumaczenia inwestor stwierdził, iż nie zezwolił swoim pracownikom na wykonanie żadnych napraw, w których skuteczność nie wierzy, gdyż jego zdaniem, przyczyna przecieków leży w czymś innym. Według niego wadliwy jest cały ściek kondensatu i ze względu na czas i koszty żąda jak najszybszej interwencji polegającej na jego całkowitej wymianie. Decyzja oczywiście zapadła natychmiastowo. W specjalnym trybie uruchomiona została ekipa serwisowa, która gotowa była do wyjazdu już następnego dnia w sobotę. Koledzy szykowali się więc do wyjazdu. Otrzymali oczywiście wszystkie dane adresowe oraz bezpośredni kontakt telefoniczny zarówno do Pana Marcina jak i jego kierownika. Ponieważ koledzy umówieni byli na 9-tą rano, z ogromnym zdziwieniem przyjąłem ich widok o godzinie ósmej przed moim domem. Przyszli po jakąś wskazówkę - pomyślałem, albo zmieniła się godzina ich wyjazdu. Byłem niezwykle zaskoczony, kiedy usłyszałem, że to zwyczajne odwiedziny, a wyjazd do Koszalina został odwołany. I to nie przez nikogo innego jak przez samego inwestora. Kiedy usłyszał w jaki sposób przeprowadza się operację wymiany ścieku kondensatu, szybko z niej zrezygnował bojąc się o konstrukcję komina. Zupełnie niepotrzebnie nawiasem mówiąc, bo podnoszenie wkładu ceramicznego wewnątrz obudowy kominowej nasi chłopcy przeprowadzali już wielokrotnie. O ile wkład nie jest przymurowany na skutek błędów montażowych do pustaków, taka operacja jest zawsze bezpieczna. Pan Marcin jednak nie kryjąc braku zaufania do tej metody postanowił spróbować jednak wdrożyć moją sugestię dotyczącą ponownego wklejenia plastikowej końcówki ścieku. Z zastrzeżeniem oczywiście, gdyby mimo tego problem nie zniknął, skontaktuje się ponownie. Minęło już kilka miesięcy i niemal cały sezon grzewczy od tych kilku pełnych napięcia dni, i jak do tej pory ani widu ani słychu.
Mam wrażenie, że niektórzy w firmie odetchnęli z ulgą :)